Pandemie i epidemie XX i XXI wieku

PANDEMIE I EPIDEMIE XX I XXI WIEKU

 

Autor: Maciej Nowak-Kreyer,  Kontakt: nowakkreyer@gmail.com. Autor jest historykiem, publicystą, absolwentem UW zafascynowanym tym, jak przeszłość pomaga zrozumieć teraźniejszość i przyszłość.
Bezpieczeństwo Pracy. Nauka i Praktyka, 2020, nr 5, s. 11-13

 


Pandemie i epidemie towarzyszą ludzkości od zarania dziejów, a przez większość znanej historii, łatwo przenoszące się, ciężkie choroby stanowiły po prostu przykry element codzienności. Dopiero gwałtowny rozwój medycyny, który rozpoczął się na przełomie XIX i XX wieku, uczynił z nich zjawisko rzadkie, a przez to paradoksalnie niezwykle dotkliwe dla doświadczanych przez nie społeczności.


Czym pandemia różni się od epidemii? Tłumacząc najprościej, stanowi wyższy poziom epidemii (wystąpienia choroby w krótkim czasie na dużym obszarze) - sytuację, w której choroba rozprzestrzenia się na ogromną skalę, dotykając całych regionów geograficznych, kontynentów, a nawet całego globu. Najbardziej znaną do tej pory pandemią była dżuma z połowy XIV w., tzw. czarna śmierć, która zabiła mniej więcej 1 /3 mieszkańców ówczesnego świata. Nie każda, nawet bardzo ciężka choroba zakaźna ma jednak potencjał pandemiczny - na przykład wciąż toczy się dyskusja, czy występującą na całym świecie HIV/AIDS można uznać za pandemię.

W przypadku pandemii czynnik chorobotwórczy musi być całkiem nowy (na przykład stanowić mutację wirusa) lub pojawić się po tak długim czasie, aby odporność uzyskana przez populację wskutek poprzedniej pandemii zdążyła już wygasnąć wraz z kolejnymi pokoleniami; musi także łatwo się przenosić, np. drogą powietrzno-kropelkową, jak również stosunkowo późno dawać cięższe objawy i w większości przypadków nie zabijać chorego, pozwalając mu na dużą mobilność i zarażanie kolejnych osób.

Większość chorób pandemicznych narodziła się w Chinach, gdzie panują wręcz idealne warunki do mutowania i namnażania się drobnoustrojów chorobotwórczych, za sprawą istnienia tam najstarszych oraz największych na świecie skupisk ludzkich, jak również mającej tysiące lat tradycji hodowli zwierząt gospodarczych. W południowo-wschodniej Azji drobnoustroje chorób zwierzęcych miały więc najwięcej czasu i okazji, aby zmutować do postaci niebezpiecznej dla człowieka.

 

„Hiszpanka"

 

Największą pandemią od czasów czarnej śmierci była grypa „Hiszpanka" z lat 1918-1920, na którą zapadło około 500 milionów ludzi, czyli 1/3 ówczesnej populacji świata, a zmarło do 100 milionów osób. Chorobę wywołał podtyp wirusa AH1N1, pochodzący od ptaków.

„Hiszpanka" nadeszła w trzech rzutach. Pierwszy z nich, stosunkowo łagodny, miał miejsce na początku 1918 roku. Ci, którzy wówczas ją prze- chorowali, nabyli odporność na kolejne rzuty, które nastąpiły w połowie tego samego roku i na początku kolejnego. Drugi rzut wirusa okazała się niezwykle zjadliwy i to on to spowodował większość zgonów. „Hiszpanka" tliła się jeszcze w 1920 r., a potem całkiem wygasła.

Dzieje tej pandemii stanowią wręcz nieprawdopodobne nagromadzenie paradoksów i omyłek. Przede wszystkim, wbrew nazwie, choroba nie po-chodziła z Hiszpanii. Przybyła najprawdopodobniej z północnych Chin, gdzie pierwsze zachorowania miały miejsce już pod koniec 1917 r. Stamtąd chińscy robotnicy przywieźli ją do Francji i do USA, tworząc w ten sposób rozsadniki choroby na świecie. Po Europie hiszpankę roznieśli amerykańscy żołnierze, przywożąc ją z ojczyzny lub też zarażając się na miejscu, we francuskich portach. Gdy nowe schorzenie zbierało największe żniwo, trwała właśnie decydująca faza I wojny światowej, dlatego doniesienia o zachorowaniach poddawano ścisłej cenzurze, aby nie nadwątlić i tak już słabego morale zmęczonych konfliktem społeczeństw. Pełna transparentność istniała tylko w neutralnej Hiszpanii, dlatego skojarzono chorobę przede wszystkim z tym krajem.

Szpital polowy w Camp Funston (Kansas, USA) z chorymi na "Hiszpankę" amerykańskimi żołnierzami, wiosna 1918. Fot. National Museum of Health and Medicine/Wikimedia Commons

 

W 1918 r. większość ludzi uważała, że ma większe problemy niż grypa, już wówczas traktowana jako choroba oswojona. Pierwszą falę zachorowań lekceważono, nie wdrażając żadnego systemowego leczenia. Tymczasem „Hiszpanka" zaczęła zbierać nadspodziewanie wysokie żniwo, paradoksalnie przede wszystkim wśród ludzi młodych, tradycyjnie uważanych za grupę najmniejszego ryzyka. Wirus szybko atakował płuca, doprowadzając do za-zwyczaj śmiertelnego, krwiotocznego zapalenia, a jeśli chory przetrwał ten etap, mogły jeszcze zabić go bakteryjne powikłania pogrypowe. Młodzi ludzie byli najbardziej narażeni na zgon przez to, że namnażający się wirus powodował bardzo ostrą reakcję obronną - burzę cytokin, której gwałtowność mogła okazać się zabójcza. Im pacjent był młodszy, tym ta reakcja silniejsza i groźniejsza.

W związku z tym, ludzie w sytuacji wojennej, kiedy skupiano na małej przestrzeni i szybko przemieszczano wielkie masy młodych żołnierzy, hiszpanka miała nadzwyczaj dobre warunki do rozprzestrzeniania się, w dodatku trafiając na podatny grunt, czyli całe społeczeństwa fizycznie osłabione latami ciężkich wyrzeczeń.

 

Choroby wirusowe do dziś są trudne w leczeniu farmakologicznym, a stulecie temu dysponowano właściwie tylko aspiryną. Wychodząc być może z założenia, że im silniejsze objawy, tym większą dawkę leku należy podać, często ją po prostu przedawkowywano, doprowadzając do krwotoków, co również mogło zwiększać śmiertelność.

Nie mając w pełni skutecznych leków, postawiono przede wszystkim na zapobieganie rozprzestrzenianiu się choroby. Na szeroką skalę zastosowano środki zaradcze, które po dziś dzień wykorzystuje się do wygaszania epidemii.Wielki nacisk położono na higienę, zarówno osobistą (częste mycie rak), jak i ogólną (dezynfekcje, wietrzenie pomieszczeń, regularne sprząta-nie); izolację chorych, unikanie bezpośrednich kontaktów międzyludzkich, ograniczenie swobody przemieszczania się. Australia na czas pandemii całkowicie zawiesiła komunikację drogą morską. Zalecano także noszenie maseczek ochronnych, po dziś dzień stanowiących symbol pandemii. Wszystko to brzmi znajomo.

„Hiszpanka", która pochłonęła więcej istnień ludzkich niż I wojna światowa, mogła mieć wpływ na jej wynik. Nagłe wyłączenie z udziału w walkach oraz pracy w przemyśle zbrojeniowym milionów, zwłaszcza młodych ludzi, zbiegło się w czasie z potężną niemiecką ofensywą na froncie zachodnim w 1918 r., która mogła rozstrzygnąć konflikt na korzyść państw centralnych i najprawdopodobniej stanowiło jedną z przyczyn jej niepowodzenia. „Hiszpanka", jako kolejna klęska dotykająca znękane wojną społeczeństwa Europy, doprowadziła do zaognienia konfliktów społecznych, a w rezultacie do rewolt i niepokojów (najsilniejszych w Niemczech), targających Europą przez całe dwudziestolecie międzywojenne. Na skutek tego, że zaraza na-łożyła się na niezwykle krwawą wojnę, pamięć o niej została przez tę wojnę przykryta i na dobrą sprawę przypomniano sobie o niej dopiero wiek później, w trakcie rozprzestrzeniania się SARS-CoV-2.


Grypa azjatycka i grypa Hongkong


Kolejna pandemia przyszła także z Chin, niejako w dwóch częściach, jako grypa azjatycka z lat 1956-1958 oraz grypa Hongkong z lat 1968-1970. Pierwszą z nich wywołał wirus AH2N2, drugą - jego odmiana, wirusAH3N2. Czynnik chorobotwórczy powstał wskutek połączenia wirusa ptasiej grypy z grypą ludzką.

Grypa azjatycka, która zabiła do dwóch milionów osób, rozpoczęła się 1956 r. w chińskiej prowincji Kuejczou, skąd rozprzestrzeniła się wpierw w kierunku południowym, docierając do Singapuru, Hongkongu i Indii, a za ich pośrednictwem - do Wielkiej Brytanii. Do Stanów Zjednoczonych przywieźli ją natomiast marynarze służący na amerykańskim okręcie wojennym.

Pandemia grypy azjatyckiej liczbą zachorowań dorównywała hiszpance, jednak miała zdecydowanie niższą śmiertelność, dzięki zastosowaniu szczepionki, opracowanej już w 1957 r. oraz powszechności antybiotyków, poważnie zmniejszających ryzyko zgonu spowodowanego nadkażeniem bakteryjnym.

Grypa azjatycka powróciła w lipcu 1968 r., od swojego pierwszego ogniska uzyskując miano grypy Hongkong. Podobnie jak przed dekadą rozchodziła się głównie w kierunku południkowo-zachodnim, trafiając między innymi na Tajwan, do Wietnamu oraz Indii. W tym wydaniu była mniej śmiertelna, ale i tak na całym świecie zabiła około miliona osób. Do USA przywieźli ją żołnierze powracający z Wietnamu, a do Europy trafiła drogą lotniczą; jako pierwsze zaatakowała państwa Europy Zachodniej.

Na początku 1969 r. grypa Hongkong uderzyła w Polskę. Wspomnienia z tego czasu łudząco przypominają to, czego doświadczamy dzisiaj przy okazji pandemii COVlD-19. Władze PRL początkowo bagatelizowały problem, jednak aby uniknąć zarażenia, Polacy dobrowolnie i powszechnie unikali transportu publicznego, większych zgromadzeń oraz lokali gastronomicznych. Odwołano imprezy masowe, ulice opustoszały, przemysłowi i szkolnictwu zagroził paraliż spowodowany masową absencją pracowników oraz uczniów. Przeciążona służba zdrowia znalazła się na skraju zapaści (między innymi zabrakło karetek). Pod koniec stycznia ogłoszono stan epidemii na obszarze większych miast i podobnie jak przy nowym korona- wirusie, choroba rozszalała się najpierw w Warszawie i Poznaniu, a potem ciężar zachorowań przeniósł się na południe kraju. Ten sam wirus powrócił jeszcze w 1970 i, na mniejszą skalę, w 1972 roku.

 

Świńska grypa

 

Następna pandemia, spowodowana przez chorobę nazwaną świńską grypą, wybuchła po kolejnym pół wieku, w 2009 roku i trwała do połowy roku kolejnego, zabijając około 500 tysięcy ludzi. Dokładna liczb zachorowań i ofiar pozostaje jednak nieznana, bo niedługo po rozpoczęciu się pandemii WHO poleciła rejestrować tylko najcięższe lub najmniej typowe przypadki, motywując takie poczynania lawinowo narastającą liczbą zakażeń.

Świńska grypę wywoływał (a właściwie wywołuje, bo choroba nie zniknęła zupełnie) podtyp wirusa AH1N1, pierwotnie występujący tylko u świń i znany już od lat 30. XX wieku. Po zetknięciu się w organizmie pacjenta zero z wirusem zwykłej grypy oraz grypy ptasiej, wirus zmutował w nowy, niebezpieczny czynnik chorobotwórczy, zdolny do przenoszenia się na człowieka. Tym razem nastąpiło to nie w Chinach, a w centralnym Meksyku, gdzie, podobnie jak w państwie środka, występuje wielkie zagęszczenie ludności oraz stały kontakt ze zwierzętami gospodarczymi.

Epidemia w Meksyku rozpoczęła się w marcu 2009 r., od razu przy bardzo wysokiej śmiertelności, po czym rozprzestrzeniła się na obie Ameryki, a stamtąd do Europy i Azji. W czerwcu 2009 r. świńską grypę ogłoszono pandemią, a zakończenie tejże zakomunikowano w sierpniu rok później. Sama choroba, na mniejszą skalę, występuje jednak do dziś, jako schorzenie sezonowe.

Świńska grypa negatywnie odbiła się na gospodarce obu Ameryk za sprawą ograniczenia wymiany handlowej z tym regionem, zwłaszcza importu mięsa. Zaskakująca decyzja WHO dotycząca rejestracji przypadków choroby, jak również sprawa szczepionki (zakupionej przez wiele państw za ogromne pieniądze i wkrótce zbędnej wskutek szybkiego nabycia odporności przez populację) dały pożywkę wielu teoriom spiskowym. Podejrzewano, że świńska grypa w rzeczywistości albo w ogóle nie istnieje, albo od początku była znacznie łagodniejszą chorobą niż oficjalnie podawano, zaś ogłoszenie pandemii miało przede wszystkim odebrać impet niepokojom społecznym w USA związanym z wielkim kryzysem 2008 roku. Oskarżano także koncerny farmaceutyczne o celowe wzniecenie paniki po to, aby mogły nieuczciwie zarobić na zbędnych medykamentach. Znaczącą popularność zyskały wtedy również ruchy antyszczepionkowe.

 

COVID-19

 

Nieufność do światowych organizacji prozdrowotnych, szczególnie silna w Europie, a będąca „spadkiem" po świńskiej grypie, boleśnie dała o sobie znać dziesięć lat później, przyczyniając do rozwoju pandemii choroby COVID-19. Schorzenie to w większości przypadków daje objawy zbliżone do grypy i podobnie jak grypa przenosi się głównie drogą powietrzno-kropelkową, wywoływane jest przez nowego koronawirusa SARS-CoV-2, spokrewnionego z wirusem SARS-CoV - przyczyną epidemii ciężkiej choroby układu oddechowego SARS, która dotknęła wschodnią Azję na początku XXI wieku.

Żołnierze meksykańscy rozdają maski obywatelom w czasie pandemii świńskiej grypy, 2009 r. Fot. Randal Sheppard/Wikimedia Commons

 

Epidemia COVID-19 zaczęła się w listopadzie 2019 r. w chińskim mieście Wuhan, najprawdopodobniej wskutek mutacji koronawirusa z ciała spożytego przez człowieka nietoperza (poważnie podejrzewano też wymknięcie się drobnoustrojów z laboratorium wojskowego, co jednak obaliła wnikliwa analiza kodu genetycznego wirusa). Objawy sprawiły, że początkowo lekceważono płynące z WHO ostrzeżenia, szczególnie w Europie, gdzie dobrze pamiętano skandal związany ze zbędnymi szczepionkami na świńską grypę. Kiedy na początku 2020 r. SARS-CoV-2 dotarł do Włoch, przywieziony przez chińskich pracowników kurortów narciarskich, nie ograniczono tam życia towarzyskiego i wkrótce kraj sparaliżowała ogromna liczba zachorowań. Wracający z Włoch turyści roznieśli chorobę po całej Europie, która prędko stała się największym na świecie ogniskiem ogłoszonej 11 marca pandemii COVID-19.

Nowa choroba, chociaż w przeważającej liczbie przypadków przebiega bezobjawowo lub stosunkowo lekko, daje także zdecydowanie wyższy odsetek przypadków ciężkich i krytycznych niż infekcje grypowe. Najgroźniejsza jest wywoływana koronawirusem niewydolność oddechowa wymagająca użycia respiratora i często prowadząca do zgonu, szczególnie przy współistnieniu u pacjenta innych schorzeń. Bezpośrednią przyczynę niewydolności stanowi, tak jak w przypadku hiszpanki, burza cytokin, jednak tym razem grupą wysokiego ryzyka są osoby starsze.

Pandemia COVID-19 wciąż trwa, a powodujący ją drobnoustrój jest ciągle badany, ustawicznie trwa też poszukiwanie najskuteczniejszych metod leczenia choroby i jej zapobiegania. Większość krajów dotkniętych pandemią, walcząc z nią, zastosowało model wypracowany w Chinach, oparty na kwarantannie, masowej dezynfekcji, rygorystycznym ograniczeniu swobody przemieszczania się i zgromadzeń.

Doprowadziło to jednak do paraliżu światowej gospodarki i transportu pasażerskiego, jak również powszechnej paniki, porównywalnej z wojenną. Poszczególne kraje, zamykając granice stały się oblężonymi twierdzami, a ich mieszkańcy zostali zmuszeni do radykalnej zmiany stylu życia. Drastycznie ograniczone kontakty międzyludzkie zamroziły życie towarzyskie, rodzinne oraz wszelką działalność gospodarczą, wymagającą bezpośredniego kon-taktu z innymi osobami. Komunikaty ostrzegawcze w mediach i na ulicach, duża widoczność wojska i policji, zamknięcie szkół, ograniczenie swobody poruszania się i zgromadzeń, łudząco przypominają stan wojenny.

Wyjątki wśród tej powszechnej samoizolacji stanowiły Wielka Brytania i Szwecja, gdzie postawiono nie na odgórne regulacje, grożące krachem gospodarki, a na rozsądek obywateli, licząc także na to, że przy okazji społe-czeństwo szybko nabędzie grupowej odporności. W pierwszym z tych krajów zakończyło się to zapaścią służby zdrowia, w drugim najprawdopodobniej odniosło pożądany skutek.

W obecnej sytuacji można jedynie snuć luźne hipotezy na temat wpływu pandemii COVID-19 na przyszły kształt świata. Z pewnością będzie ogromny, pod wieloma względami, zwłaszcza w kontekście świata pracy. Przede wszystkim zamrożenie gospodarki i transportu grozi potężnym kryzysem, szczególnie w krajach, gdzie produkcja na potrzeby własne stanowi tylko niewielki procent gospodarki. Zablokowanie olbrzymiego do tej pory eks-portu z Chin zahamowało ich niezwykle dynamiczny rozwój. Co więcej, po tym, jak większość firm, które obniżały koszty operacyjne, lokując w Chinach produkcję, wskutek pandemii zostało prawie z dnia na dzień odciętych od własnych towarów, z pewnością nastąpi powrót produkcji do krajów macierzystych.

Wymuszona izolacja społeczna doprowadziła do upowszechnienia się na niespotykaną dotąd skalę pracy zdalnej, co przy obecnym poziomie telekomunikacji może w niedalekiej przyszłości doprowadzić do przynajmniej częściowego zaniku tradycyjnej pracy biurowej.

Pandemia bardzo poważnie zachwiała spójnością Unii Europejskiej i tak już mocno naruszonej Brexitem. Brak zdecydowanej reakcji władz UE w początkowym okresie pandemii sprawił, że powstało wrażenie całkowitej bezradności wobec realnego kryzysu. Wiele państw członkowskich, na czele z Włochami, poczuło się pozostawionych samym sobie, przez co z wielką mocą rozgorzała dyskusja nad samym sensem istnienia Unii w obecnym kształcie.

Jeśli chodzi o kwestie kulturowe, można spodziewać się znaczącego regresu imprez masowych, zmierzchu tradycyjnych kin, powrotu ulic handlowych i kin samochodowych, całkowitej rezygnacji z kontaktu fizycznego przy powitaniu (np. uścisku dłoni) zdecydowanie większej dyscypliny w sprawach higieny osobistej (chociażby dlatego, że zwykłe nieumycie rąk może zagrozić życiu), a także zadomowienia się maseczki ochronnej w przestrzeni publicz-nej na całym świecie, z kuriozum stającej się zwyczajnym elementem ubioru.

 

Przygotować się na nieznane

 

Za sprawą nowoczesnych środków transportu, umożliwiających bardzo szybkie przemieszczanie się wielkich mas ludzkich, nawet między dwoma krańcami świata, choroby mogą obecnie rozprzestrzeniać się tak szybko i na taką skalę, jak nigdy dotąd w dziejach ludzkości. Jednocześnie, w XX wieku nastąpił gigantyczny skok wiedzy medycznej, dzięki któremu dysponujemy obecnie środkami do zapobiegania pandemiom oraz walki z nimi, począwszy od samego zrozumienia przyczyn chorób i stosowania prostych środków zapobiegawczych, takich jak znana od średniowiecza kwarantanna, aż po genetyczne rozpracowanie chorobotwórczych drobnoustrojów.

 

Dzięki temu w większości przypadków udaje się zachować równowagę między pandemicznym potencjałem rozmaitych schorzeń a liczbą i obszarem zachorowań. Okresy spokoju między kolejnymi ostrymi uderzeniami są zwykle długie, umieralność coraz mniej dostrzegalna, co prowadzi do przekonania, że „wielkie plagi" stanowią pieśń odległej przeszłości i żyjemy w rzeczywistości wolnej od śmiertelnie niebezpiecznych, bardzo zakaźnych chorób. Pandemia COVID-19 uświadomiła, jak krucha to równowaga, brutalnie przypominając, że zagrożenie pozostaje jedynie uśpione. Może się to, paradoksalnie, okazać błogosławieństwem, ponieważ stanowi swoistą szczepionkę, przygotowującą służby medyczne oraz społeczeństwa do nie-uniknionej, zdaniem ekspertów, pandemii tak zwanej choroby X - schorzenia o zabójczym potencjale, dorównującym czarnej śmierci.